Kult Bożego Miłosierdzia

Współrealizator misji s.Faustyny

Praca, którą ks. Sopoćko wykonał dla szerzenia idei i kultu Miłosierdzia Bożego, sięga autentycznie nieprzeciętnych wymiarów. Naukowe badanie, publikacje, zabiegi u władz kościelnych, nauczanie. A samo zaistnienie "Dzienniczka" siostry za jego przyczyną? Wydaje się, że w całej historii zabiegów o aprobatę kultu Miłosierdzia Bożego nikt tyle się nie natrudził i nie uczynił dla tego dzieła co ks. Sopoćko. A jeśli wspomnieć o drugiej stronie apostolstwa, ukrytej dla zewnętrznego postrzegania, a zamkniętej w osobistym cierpieniu ks. Sopoćki, ponoszonym wskutek przeciwności dla tejże sprawy, niezrozumienia, nieufności, banalizowania jego działań, posądzania o własne ambicje, niezwykła jego rola i zasługi dla szerzenia kultu, a tym samym jego wielkość jako apostoła Miłosierdzia Bożego stają się niezaprzeczalne.

Spotkanie z siostrą Faustyną i odkrycie od nowa prawdy o Miłosierdziu Bożym, nadało nowy wymiar życiu wiary, życiu duchowemu, kapłaństwu i apostolstwu ks. Sopoćki. Już w 1938 roku zapisał w swym "Dzienniku": Są prawdy, które się zna i często o nich się słyszy i mówi, ale się nie rozumie. Tak było ze mną co do prawdy miłosierdzia Bożego. Tyle razy wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, powtarzałem w modlitwach kościelnych - szczególnie w psalmach - ale nie rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani też nie wnikałem w jej treść, że jest najwyższym przymiotem działalności Boga na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej zakonnicy S. Faustyny ze Zgromadzenia Opieki Matki Bożej (Magdalenek), która intuicją wiedziona powiedziała mi o niej, krótko i często to powtarzała, pobudzając mnie do badania, studiowania i częstego o tej prawdzie myślenia. Nie mogę tu powtarzać, a raczej ujmować szczegółów naszej rozmowy, a tylko ogólnie zaznaczę, że z początku nie wiedziałem dobrze o co chodzi, słuchałem, niedowierzałem, zastanawiałem się, badałem radziłem się innych - dopiero po kilku latach zrozumiałem doniosłość tego dzieła, wielkość tej idei i przekonałem się sam o skuteczności tego starego wprawdzie, ale zaniedbanego i domagającego się w naszych czasach odnowienia, wielkiego życiodajnego kultu. (...) Ufność w Miłosierdzie Boże, szerzenie kultu tego miłosierdzia wśród innych i bezgraniczne poświęcenie mu wszystkich swoich myśli, słów i uczynków bez cienia szukania siebie będzie naczelną zasadą mego dalszego życia przy pomocy tegoż niezmierzonego miłosierdzia. I faktycznie takim był i tak czynił do końca swego życia.

Odnośnie sprawy szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego jeszcze przed wojną doprowadził do namalowania w 1934 roku obrazu Najmiłosierniejszego Zbawiciela, a następnie umieszczenia go w kościele św. Michała w Wilnie. Wydał kilka publikacji na temat Miłosierdzia Bożego i potrzeby święta Miłosierdzia, wydrukował modlitwy do Miłosierdzia Bożego. Czynił to wszystko w porozumieniu ze swym Ordynariuszem, jakkolwiek nie znajdywał u niego pełnego zrozumienia i poparcia. Występował z memoriałami do biskupów w sprawie święta. Udał się też w tym samym celu osobiście do Rzymu.

Te jego poczynania, dość już znaczące, były jednakże tylko zapoczątkowaniem wielkiego dzieła szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego. Nie znajdowały jeszcze należytego odzewu w religijności wiernych, ani wyraźnej przychylności władz kościelnych, jakkolwiek wkładał w nie wiele osobistego wysiłku i trudu. Jedynie siostra Faustyna doceniała jego zaangażoawnie. Nazywała go już wtedy apostołem Miłosierdzia Bożego. Dane jej było poznać, jak odnotowała to w "Dzienniczku", że otrzymuje od Boga dużo światła i pomocy, że Bóg jest zadowolony z jego wysiłków. Postrzegała w nim współrealizatora zleconej jej misji, który dalej dzieło to poprowadzi. W jednym z listów pisała do niego z Krakowa: ...wiele jest już w tej sprawie zrobione, kiedy rozważam te rzeczy to święte zdumienie mnie ogarnia, że Ojciec tyle rzeczy już przeprowadził, co z początku zdawało się nie do pomyślenia wskutek piętrzących się trudności. Mam nadzieję, że i dalsze sprawy nie kto inny, ale ojciec przeprowadzi. Siostra oczekiwała od księdza zewnętrznego działania dla sprawy apostolstwa Miłosierdzia Bożego, a ze swej strony wspierała go modlitwą i ofiarą. W innym liście pisała: W myśl Ojcu całą duszę swoją włączam w kierunku święta tego, aby dopomóc Ojcu w dziele wielkim Bożym. Modlitwą i ofiarą całopalną z siebie wypraszać będę błogosławieństwo Boże dla Drogiego Ojca w całej tej sprawie. Pomiędzy nimi, jak łatwo zauważyć, układała się piękna współpraca. Siostra bardziej duchowo, wewnętrznie w niej uczestniczyła, ksiądz wspierany przez nią na zewnątrz apostołował.