„Matka Boża jest Matką czułości... i o
Niej należy mówić półgłosem” (ks. Alessandro Pronzato). Świadomość Jej opieki daje
bezpieczeństwo, radość i pokój. Jest jak latarnia, która nam tu na ziemi
przyświeca. Jest znakiem pewnej nadziei i pociechy.
Takiej opieki doświadczał wielokrotnie w
swoim życiu bł. ks. Michał Sopoćko. Maryja była jego Gwiazdą Przewodnią — od
wczesnego dzieciństwa, aż do śmierci, roztaczając nad nim płaszcz swej miłości.
Patrząc na życie błogosławionego możemy
się zastanowić, czy potrafił on dostrzec na morzu swego życia Maryję? Czy
Maryja była dla niego Gwiazdą na ciemnym czasami niebie? Czy pamiętał i
świadczył o tych momentach, gdy go chroniła i strzegła?
Ksiądz Michał bardzo kochał Matkę Bożą,
którą lubił obdarzać różnymi tytułami: Królowa Różańca Świętego, Matka Boska
Częstochowska, Matka kapłanów,... Te wszystkie tytuły były mu bardzo bliskie, w
każdym ujawniał się jakiś nurt jego duchowości i wiary w opiekę Maryi.
Kiedy zaś jego nabożeństwo do Matki Bożej przyjęło postać Matki
Miłosierdzia? Dopiero w Wilnie Matkę Miłosierdzia poznał i tym tytułem się
zachwycił, niejako pytając — kim jesteś Maryjo? Jak Cię rozpoznać pod fasadą
tak wielu ludzkich wymysłów i projekcji?
W życiu bł. Michała, Maryja wciąż na
nowo i nieoczekiwanie stawała z darem Syna! Jej dłonie nigdy nie były puste,
były pełne Syna, bo chciały uczyć prawdy o Miłosiernym. Ona przecież należy do
porządku Syna, do Jego Królestwa. Jest inna od tego wszystkiego, co wokół nas,
od blichtru tego świata, od pośpiechu, hałasu, pozorów, tandetnych obrazów i figur. Inna innością Światła,
które nie zna mroku.
Ile razy ks. Sopoćko był w Ostrej Bramie, zawsze przyklękał przed Jej
cudownym wizerunkiem, także w swoich codziennych pacierzach do Niej się
zwracał, bo uważał, że ten tytuł: Matka Miłosierdzia, streszcza wszystkie inne
tytuły. W tej inwokacji, w tym właśnie tytule, odnalazł uwieńczenie, swoich
wszystkich postaw wobec Matki Bożej. Kiedy po latach przyjechał do Białegostoku
szczerze się ucieszył widokiem tego wizerunku i gorąco modlił się przed nim.
Już wtedy była to jego Matka — Matka Miłosierdzia.
„W Sanktuarium
ostrobramskim — pisze ks. Sopoćko — obraz Niepokalanej Matki Miłosierdzia
wyraża najdoskonalszy wzór poddania się woli Bożej, która jest samym Miłosierdziem
i poświęceniem się dla bliźnich”. O wielkim nabożeństwie do Matki Boskiej w tym
sanktuarium świadczą przede wszystkim rozmodleni ludzie. Tam w Wilnie przed
obrazem Panny Świętej, razem z wieloma jej czcicielami modlili się wielcy –
pisarze, kompozytorzy, przywódcy,... Wyrazem wielkiego kultu stały się liczne
wota, tworzące srebrną okładzinę ścian kaplicy — medaliony, ryngrafy,
tabliczki, korale — to tylko niektóre z 8 tysięcy wotów złożonych u stóp obrazu
Matki Miłosierdzia, który chyba najbardziej spopularyzował Adam Mickiewicz,
rozpoczynając Pana Tadeusza inwokacją do Matki Miłosierdzia. O Tej która dwa
razy uratowała mu życie pisał: „Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy i w
Ostrej świecisz Bramie...”.
O tym, że Białystok
jest Miastem Miłosierdzia, a w katedrze jest obraz Matki Miłosierdzia, wszyscy
wiedzą. Tu, w tym mieście Miłosierdzie jest czczone z wielką mocą, w tym
Miłosierdziu uczestniczy w pełni Matka Jezusa Chrystusa, Matka Boża. Została
nazwana Matką Miłosierdzia, czyli Matką Bożego Miłosierdzia, Matką Boga, który
jest Miłosierny, sama będąc pełna dobroci, miłości i miłosierdzia wobec nas
wszystkich. Przed Jej obrazem w białostockiej farze, wierni ufają, że to ich
Salve Regina zostanie wysłuchane. Ojciec Święty Jan Paweł II, kiedy święcił
koronę Matki Bożej Miłosierdzia w Białymstoku, wyraźnie powiedział: „wasze
białostockie sanktuarium w bazylice katedralnej jest w jakimś sensie
przedłużeniem i kontynuacją tego wielkiego doświadczenia wiary, które w Ostrej
Bramie ma swój początek (...) Białostocka Matka Miłosierdzia. I tak jest, to jest
Białostocka Matka Miłosierdzia”.
Jak pisał ks. Michał,
miejmy świadomość, że „liczne miejsca cudowne z obrazem Matki Miłosierdzia
dowodzą, jak chętnie Maryja przyjmuje hołdy pod tym tytułem i jak obficie
wyjednywa łaski dla swych dzieci”. Serce ks. Michała było jak złożone ręce
Maryi otwarte na Boga, wypraszające światu i ludzkości miłosierdzie Boże.
Głęboko ufał, że Maryja przychodzi z pomocą, by wymazać biedę ludzkiej duszy,
poruszyć ją i przybliżyć do Boga. Ona modli się, by Duch Święty, Duch Prawdy oczyszczał
i zapalał nasze serca, które winny stać się ołtarzem — miejscem ofiary z samego
siebie, połączonej z ofiarą Chrystusa, umierania dla świata przy jednoczesnym
całkowitym oddaniu się Bogu, a w ten sposób miejscem budowania osobistej
świętości. Razem z Maryją nucił pieśń wiary. Razem z Nią wyśpiewywał cześć,
chwałę i uwielbienie Jezusowi. Pragnął, by ta pieśń w jego ustach była tak samo
prawdziwa, jak w ustach Maryi. Chciał żyć maryjną radością i zniżeniem,
maryjnym doświadczeniem Bożych mocy i trudem współdziałania z Bogiem niełatwym,
którego myśli nigdy nie będą do końca naszymi myślami, a Jego drogi — naszymi
drogami, gdzie chwast grzechu zawsze będzie w nas puszczał swe młode pędy.
Ksiądz Michał pragnął mimo wszystko uczyć się od Maryi życia, które byłoby jak
pieśń, rozbrzmiewająca w całym jego życiu.
Bóg obecny był w życiu
bł. Michała, tak jak w życiu Maryi. Działał w ukryciu, niedostrzeżenie. Bywało,
że nie widział Jego ręki, która go podtrzymywała i nie widział Tego, który
dawał siebie, który w geście miłości zapominał o sobie, aby można Go było
dostrzec, zapatrzyć się w Niego i zapomnieć o sobie. Dlatego uczył się od Maryi
odnajdywania Bożej obecności w swoim życiu. Uczył się przeżywania prawdy o
Bożej Opatrzności, bo przecież i w jego życiu Bóg czynił wielkie rzeczy. I w
jego życiu był On Wszechmocą i Miłością! I jego dotykało troskliwe spojrzenie
Boga. Uczył się od Matki Jezusa patrzenia na życie inaczej, prawdziwiej — jak Ona.
Chciał posiąść za Jej przykładem sztukę odnajdywania źródeł dobra w samym Bogu,
kochającym go wiecznie młodą miłością, bowiem Maryja jest „Tą, która najpełniej
zna tajemnicę Bożego miłosierdzia. Wie, ile ono kosztowało, i wie, jak wielkie
ono jest” (DM).
Dziś Maryja zwraca swe
miłosierne oczy ku troskom każdego człowieka strapionego i wyprasza potrzebne łaski.
Jest przepełniona wrażliwością na ludzi, na ich nieudolność, słabość i niedole.
Ksiądz Sopoćko wsłuchiwał się w słowa Maryi, w tę wielką pieśń dziękczynienia,
i modlił się, aby Jej natchnione słowa budziły go wciąż do nowego życia, w
którym mógłby odważnie kroczyć drogą błogosławieństw.